Pobite gaaary czyli Zabawa w chowanego
Kto z nas nie zna chowanego? No, kto? Za moich dziecięcych czasów ganiało się za stodołę albo w kopkę siana. Pod blokiem (kiedy jeździłam do dziadka) „bazą” było zazwyczaj wejście do klatki. Bawienie się w chowanego, to wciąż fascynująca i ciekawa zabawa. Jak się w tę grę bawić? Bajecznie prosto…
ZASADY W SKRÓCIE:
Przebieg gry:
|
Dla wielu pokoleń zabawa w chowanego to świetna forma na spędzanie czasu po szkole czy podczas zwykłych spacerów. Nieważne nawet jest to, że 5 – latki, na przekór, ukazują swą kryjówkę, czy na wołania szukającego: „No gdzie się ten Wicek schował?” – młody wyskakuje i krzyczy: „Tutaj, maaaamo!”.
Pamiętamy zasady? Spośród uczestników zabawy wybiera się jedną osobę, która liczy (do 10, 20…czasem do 100), a następnie szuka pozostałych. Reszta ma za zadanie dobrze ukryć i nie pozwolić, by ten, który szuka, odnalazł ich jako pierwszy. Kiedy uda się przechytrzyć szukającego, ukryty biegnie do wcześniej ustalonej bazy (miejsca zaklepywania się) i mówiąc: “Raz, dwa, trzy za siebie” sygnalizuje, że w danej rozgrywce nie dał się odnaleźć. Każdy uczestnik zabawy w chowanego przynajmniej raz musi być tym, który szuka.
Udana zabawa w chowanego jest wtedy, gdy szuka się długo – zawsze najlepszym jest ten, który znajdzie najbardziej zadziwiającą kryjówkę.
Uwielbiam zabawy w chowanego ze swoimi dziećmi. Na swoich niewielu metrach szukam Maluchów to w pufie, pod szafą, w skrzyni z zabawkami, a i tak najczęściej odnajduję ich stojących pod kołdrą tuż przed moim nosem. Jakże często dekonspiruje ich rozbrajający chichot! Najzabawniejsze jednak jest to, że Maluchy potrafią tak przez cały dzień. Naprawdę. Wcale nie przeszkadza im ciągle ta sama kryjówka, czy ja, udająca, że wcale, ale to nic a nic nie wiem, gdzie są schowani.
Najlepsza i tak jest szafa. Niekiedy bywa też pociągiem. Podwórkowa zabawa w chowanego daje więcej możliwości – samochody i drzewa to kryjówki numer jeden. Pamiętać warto, aby jednak, jako rodzic, nie tracić ostrożności. Nie należy pozwalać się oddalać dziecku zbyt daleko, czy ukrywać się w miejscach niebezpiecznych.
O co chodzi z pobitymi garami? Do tej pory nie wiem, skąd akurat wzięło się to określenie, jednak znane jest od południa aż po północ kraju. „Pobite gaaary!” – krzyczymy w chwili, gdy ktoś podpowiada szukającemu miejsca, w których schowali się uczestnicy zabawy. Wówczas rozgrywkę rozpoczyna się na nowo. Dzięki temu zabawa w chowanego może trwać bardzo długo. Uczy nas negocjacji. Nieprawdopodobne. Uczy również sprytu, uczciwości, zwinności i przede wszystkim szalenie integruje dzieciaków. Miło przecież następnego dnia przejść obok nowego kolegi i powiedzieć: „Cześć, Wincenty”. Prawda?
Zimą jednak mało kto gania po blokowisku. Na szczęście, mamy park. Chociaż śnieg nie kryje tak dobrze, jak rozrośnięty wiosną krzak, to przy odrobinie fantazji, zamiast sanek, można urządzić dzieciakom ciekawego chowanego. Moje ulubione miejsce na schowanie się to…
tajemnica!
A Wasze?
Maja Bułaś
+ There are no comments
Add yours